środa, 8 grudnia 2010

Dzisiaj "Dziennik Łódzki" rękoma Marcina Dardy przyniósł wiadomość o ruchach kadrowych w dwóch spółkach miejskich. W normalnych, komercyjnych przedsiębiorstwach mielibyśmy do czynienia z procesem rekrutacyjnym, otwartym konkursem lub skaperowaniem fachowców z konkurencyjnej firmy. Jeżeli z różnych przyczyn doszłoby do faworyzowania, to protektor musiałby się liczyć z ryzykiem gorszego wyniku finansowego przedsiębiorstwa, a co za tym idzie - utraty własnego stanowiska. W przypadku łódzkich spółek miejskich przyjmuje się po prostu na wysokie stanowiska dwóch świeżo upieczonych radnych. I nie to jest w tym zjawisku najsmutniejsze, ale fakt że nikogo to nie dziwi iż ludzie którym się udał skok na miejską kasę postępują tak bezwstydnie. Ot, wzburzymy się, ale przejdziemy nad tym do porządku dziennego, a dwaj sprawni funkcjonariusze partyjni (różnych partii) dodadzą parę tysięcy do swojego rajcowskiego uposażenia. Jak szeregowi, fizyczni pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania oraz Zakładu Wodociągów i Kanalizacji mają być umotywowani do uczciwej pracy ze świadomością że przełożeni to polityczni nominaci? Negatywna selekcja (przyjmowanie osób niekompetentnych) przynosi potem skutki w postaci albo unikania podjęcia decyzji, albo podejmowania decyzji błędnych bardzo kosztownych dla nas wszystkich.

Pięć dni do zaprzysiężenia Zdanowskiej, która w przedwyborczej ankiecie na temat polityki kadrowej w UMŁ i spółkach miejskich napisała ogólnikowo: "Jestem zadeklarowaną zwoleniczką modelu kompetencyjnego w zarządzaniu zasobami ludzkimi zarówno firmy jak i instytucji publicznych". Nie ma takiego kandydata na stanowisko, u którego nie udałoby się wyszukać kompetencji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz